poszarpane przez lisy i gawrony, zjawił się niespodzianie pan Kocowski. Zapukał do okna pokoju zajmowanego przez Martę. Przerażona skuliła się, nakrywając kołdrą na głowę, udawała, że nie słyszy. Uporczywe, lecz delikatne kołatanie zmusiło ją do wstania. Przylepiła twarz do oszronionej szyby.<br> - Proszę uchylić drzwi od ganku, od swojego ganku.<br> Z byle jak zapiętą spódnicą, boso, w chustce na ramionach, przekręciła klucz. Wsunął się siny, z rzęsami białymi jak u starca. Nie rozpinając kurtki przywarł do stygnącego pieca. Mimo protestów skłoniła go do ściągnięcia butów, podała rozczłapane pantofle, darowane przez Gawlikową.<br> - Tak nie można. Przekradnę się do kredensu, poszukam, może coś zostało z