Przez latarnię czarnoksięską<br>Jasność sączy się zwycięsko,<br>Rozpryskują się pociski<br>Po spienionej fali śliskiej.<br>Odrzucono pistolety.<br>Królewicze przez lunety<br>Patrzą w ciemną dal i sami<br>Już kierują armatami,<br><br>Płynie okręt przez odmęty,<br>Nie zwyczajny - lecz zaklęty,<br>Niby stwór niesamowity<br>W zielonkawą mgłę spowity.<br>Pokład pusty, burta pusta,<br>Poprzez burtę fala chlusta,<br>A on płynie jak na skrzydłach<br>Prosto z bajki o straszydłach<br>W ciemność, w burzę i w zawieję<br>I w ciemności olbrzymieje.<br>Kto go ujrzy choć z daleka,<br>Tego śmierć niechybna czeka.<br><br>Królewicze więc od razu<br>Dali rozkaz. W myśl rozkazu,<br>By móc patrzeć w tamtą stronę,<br>Każdy włożył szkła