karbidówki, od razu zrobiło się jaśniej.<br>- Macie w zasadzie rację, ale na obecnym etapie to konieczność, on nie jest profesorem, to literat i dlatego koszta będą niższe, opłaci się, dobrze, że macie wątpliwości, ale te wątpliwości za was rozstrzygnęli towarzysze z wysokiego szczebla - uspokoił go towarzysz Karpik.<br><br>- Gdzie on, do cholery, lezie? Tam przecież bagno, utopi się, wariat, czysty wariat - krzyknął żołnierz. Dwóch wartowników patrzyło z drwiącym zaciekawieniem. Jassmont, zataczając się, wyszedł przed młyn i szybko, zdecydowanie ruszył w stronę oparzeliska Jaremczycha.<br>- Daj spokój, to miejscowy, zna teren - machnął ręką drugi. - Krzywdy sobie nie zrobi. Pijany zawsze trafi do siebie.<br>Noc