biletów, przechodzą przez olbrzymią poczekalnię, aby wyjść od strony miasta. Pakują się wraz z tobołami między cztery ścianki czarnych taksówek, które jak wstrętne, duże robaki wiozą je między posępne domy.<br>Rosły, opalony chłopak stanął na stopniach dworca, uwolnił ręce od ciężaru dwóch zniszczonych walizek i począł wycierać sobie twarz kolorową chustką od nosa. Jego wesołe oczy błądziły po wszystkim, co go otaczało; tupnął parę razy obcasem w stopień, wsłuchując się w kamienny dźwięk - dźwięk miasta; skierował wzrok w mgliste niebo, przesunął nim po mokrych dachach, westchnął i stał tak z chustką w ręku, namyślając się, gdzie skierować swe kroki. "Mógłbym pójść