zgonili, uspokajał rozsądek. Dopędzili, ale co najwyżej jej orszak, gdzie poznali pomyłkę. Gdzie "Nikoletta" wyśmiała ich i wydrwiła, bezpieczna wśród swych rycerzy i pachołków.<br>Wrócili więc, krążą, tropią. Myśliwcy.<br>*<br>Noc przesiedział w chaszczach, szczękając zębami i opędzając się od komarów. Nie zmrużywszy oka. A może zmrużywszy, lecz na małą jeno chwilkę. Musiał zasnąć, musiał śnić, bo jakimże innym sposobem mógł widzieć dziewczynę z karczmy, tę szarą, przez nikogo nie zauważaną, tę z kaczeńcowym pierścionkiem na palcu? Jak inaczej, jak nie sennym widziadłem, mogła do niego przyjść?<br>Tak mało nas już zostało, powiedziała dziewczyna, tak mało. Nie daj się schwytać, nie daj