słowa były:<br> - Żebyś mi tu nie wpuszczała tego katechety, co dzień w dzień przychodzi patrzeć, <br>kiedy zamknę oczy.<br> Stara Sabina, która już spakowała manatki, by szukać przytułku u Św. Łazarza, <br>rozpłakała się ze szczęścia; dopiero teraz uwierzyła naprawdę, że niebezpieczeństwo <br>minęło. Nic tak bowiem w jej pojęciu nie świadczyło o ciężkiej chorobie kanonika, <br>jak uległość, z jaką znosił te codzienne wizyty - on, który cybuchem od fajki <br>przepędzał natrętów. Szacunek jednak, jakim w ciągu ćwierćwiecza służby w cieniu <br>katedry przywykła otaczać każdą sutannę, nie pozwolił jej wykonać tego zlecenia <br>tak, jakby tego pragnęła w swym popędliwym sercu, i kiedy ksiądz Grozd zjawił