ramieniu, z tobołkiem zawieszonym na tym kiju, tak jak nas opuścił<br>wtedy na pastwisku, szedł po tym szwie, to znikając w czerwoności<br>słonecznych promieni, że ledwo kapelusz mu wystawał, to znów się spoza<br>tych promieni wyłaniając. Wydawał się być tylko bardziej pochylony,<br>jakby się z trudem tam mieścił, w tej ciasnej przyległości morza z<br>niebem. Drobił też jakby krótsze kroki niż zazwyczaj, kto wie, ze<br>zmęczenia czy też z ostrożności, żeby go to morze nie zmyło.<br> - Jacusiowi tatuś buduje zamek. Irusiowi buduje. Wszyscy tatusie<br>budują zamki - usłyszałem rozżalony głos Pawła, stojącego jakby już od<br>dawna nade mną.<br> Uniosłem głowę. Zawsze kiedy