do olbrzymich schodów. Na najwyższych z nich, <br>na tle tłustej czerwieni, dostrzegł czarne poruszające <br>się plamki. Ludzie byli teraz widoczni na wszystkich terasach, <br>pojawiali się na krawędziach, pełzali po stopniach.<br><br>Poszli wąską ścieżką wiodącą zakosami <br>i wznosili się z jednej terasy na drugą. Na najwyższej <br>Wanyangeri zatrzymał się i oddychając ciężko, <br>powiedział przerywanym głosem:<br><br>- Teraz widzisz, że to szaleńcy. Patrz, jeśli chcesz, <br>bo mnie to nic nie obchodzi, to jedna z tych rzeczy, które robią <br>nie wiadomo dlaczego i po co, trudzą się bez żadnego <br>celu jak opętani. Spójrz na tych mężczyzn, pracują <br>na równi z kobietami, zamiast spoczywać w cieniu