oczy panien, sklepiki zamknięte w czas szabatu, dęcia w szofar na Rosz-Haszanę.<br>Z zamyślenia wyrwał Jassmonta warkot motocykla. Od strony byłego nadleśnictwa, gdzie obecnie mieścił się posterunek żandarmerii, wyjechało dwóch Niemców. Na zündappie, z Norymbergi. W długich podgumowanych płaszczach, na piersiach dyndały blachy. Pod płaskimi hełmami nieme maski. Jassmont cofnął się pod płot, przeczekał, aż motocykl wytoczy się za róg. W oknach domów, obok których przechodził, z niepokojem wyłapywał rwane odbicia sylwetek przechodniów.<br>Szyc mieszkał niedaleko, w niskim parterowym domku, udającym coś lepszego, dworek, może małą karczmę. Drzewa wokół bardziej szare niż gdzie indziej. Małe podwóreczko pełne błota, parę desek