wielkiej polanie okolonej dębami, zaczęliśmy się bawić w Gałczyńskiego: <br>- I wiosną też? <br>- Też. <br>- I kiedy świeci słońce? <br>- I kiedy pada deszcz! <br>Wybuchamy śmiechem i mówimy razem: <br>- I kiedy gubisz parasolki! <br>Pomyślałam sobie wtedy o wszystkich naszych głupich kłótniach, gniewach - gdyż po bezchmurnym początku poczęły nie wiadomo skąd gromadzić się kłębiaste cumulusy... <br>- Już nigdy nie będziemy się kłócić, dobrze? <br>- Dobrze. Nigdy. Aż do następnego razu. <br>Chciałam koniecznie zobaczyć kwitnące jabłonie. Przecież jest maj! Więc zaczęliśmy szukać sadu. Idziemy jakimiś opłotkami, wyboistą drogą, między polami młodziutkiego żyta, mijamy podmokłe łąki, usiane kaczeńcami, w rowach niezapominajki - i nagle, na pagórku, rozłożyste, osypane białym kwieciem