na Wielkanoc, karpia, drania, chcesz pan kupić, o czwartej rano musisz pan stanąć w kolejce, o wiele, ma <orig>sie</> rozumieć, dystrybucja nie nawali. Żyć nie umierać w <orig>tem</> Londynie. A mimo to wracał do Warszawy i do warszawiaków, których kochał i podziwiał. I nie wiadomo, za co najbardziej. Może za cwaniactwo warszawskich rodaków z dziada pradziada, którzy przyjezdnym z prowincji potrafili sprzedać kolumnę Zygmunta. Może za łobuzerski wdzięk mieszkańców Woli czy Grochowa. Martwił się, że coraz rzadziej można usłyszeć starą warszawską gwarę i pooddychać jedyną na świecie atmosferą praskich Szmulek. Jeszcze prezydentowi Stefanowi Starzyńskiemu, z okazji wyasfaltowania Powiśla i położenia gładkiego