na Cejlon, do Kapsztadu i na Kubę, i powrotów do Gdyni, bo ani przez chwilę nie myśleliśmy o tym, aby po wojnie osiąść na stałe gdzie indziej niż w kraju, choć ja nie wiedziałem, czy będę miał do kogo wracać we Lwowie lub w Warszawie: od końca czerwca tysiąc dziewięćset czterdziestego pierwszego roku nie wiedziałem, co dzieje się z naszym tatą, z babusią i z Renkiem, czy jeszcze żyją, bo przypomniałem sobie, że babusia w okupowanym przez Sowietów Lwowie uległa ciężkiemu wypadkowi: wybuch piecyka gazowego dotkliwie ją poranił i poparzył, tak że życie jej wisiało na włosku, o czym dowiedzieliśmy się