zbyt niskich dziewczyn, pod przytłaczającym żelbetowym stropem, w ścisku i huku przesterowanych kolumn głośnikowych - tych z drucianego wózka, to także zrozumiał dopiero teraz - tekturowe puste dekoracje, wśród których od tylu dni poruszał się jak w pantomimie, zaczęły krzepnąć i nabierać cielesności, przemieniły się w prawdziwy świat, otwarty, spragniony, rozpięty wzdłuż czterech wciąż tych samych taktów chorału wyśpiewywanego od kilku minut falsetem przez tyczkowatego typa w prochowcu, znieruchomiałego u tandetnego mikrofonu. Chorał solo? Chorał solo i katakumbowy dub głęboko pod dnem rzeki. Słowa musiały brzmieć obco dla wszystkich obecnych, choć zapewne nie słuchano ich po raz pierwszy.<br><br>(<gap>)<br><br>Rozumiał co czwarte słowo. W