Rozchylając kaliny i czarny bez, szli pod górę. Tuszy stanął. Tuż przed pniami. Coo? Polak ręką, jak w tańcu, wskaże Hansowi... Dopiero teraz Hans zobaczył szczeble drabiny z okrąglaków. <br>- Bitte... Wchodzi Hans, szczebel po szczeblu, trzymając się leśnych poręczy. Oczy w konarach sosen, wysokich, masztowych. Teraz już głowy ich w czubach puszystych, dziurawiejących... otwartych naraz na... niebo i na morze! <br>Olśnienie onieśmielające, ale i zmęczenie. Oparci o poręcz, słyszą, jak serce nadal się tłucze, jak stara się zapomnieć o szczeblach w obliczu jasnych wysokości. <br>Odsłonięty widzą horyzont oni, śmiertelnicy. Obnażony tak niespodziewanie, że czasu im brak i głosu w ustach, by