i poczynań. Wiedział, że tym razem ma do czynienia nie z tępym żołdakiem, nie z cynicznym i sprzedajnym Brunnerem, ale z człowiekiem, którego niedocenianie byłoby poważnym błędem. Jakże zazdrościł tym wszystkim, którzy z bronią w ręku walczyli na frontach i w partyzantce! Jego walka, z każdym dniem trudniejsza, wymagała nieustannej czujności; nigdy się nie zdradzić, nigdy nie wypaść z roli, spokojnie patrzeć na mękę i śmierć, na mordujących i torturujących oprawców noszących ten sam mundur, co on teraz.<br>Wreszcie otwarły się drzwi i podporucznik Kneisel wepchnął do pokoju mężczyznę. Zameldował. Nie, to nie był "Aptekarz" ani nikt, kogo Kloss by znał