zmoczone prześcieradło. Wieczorem, gdy upał zelżał, siadywali z ojcem na maleńkim balkoniku, na taborecie rozkładali sobie kolację, zazwyczaj zakrapianą małą wódką. Ojciec pił kilka dużych kieliszków, mama po kropelce wysączała malutki, likierowy naparstek na wysokiej nóżce, oplatanej kolorową nitką. Nigdy nie było żadnych pijaństw, ojciec miał podobno niespożyte możliwości w dawnych czasach, później za kołnierz też nie wylewał, ale ile by nie wypił, nie robiło to na nim najmniejszego wrażenia. Nie tylko, że nie widziałem go nigdy pijanego, ale i nawet "pod humorkiem", nigdy nie podnosił głosu, ani nie dowcipkował ponad miarę. No i dożył w zdrowiu 60-tki, po czym dostał