werwą: Wszystko przy akompaniamencie pianoli i ruchach kapelusza, który krążył jak niewidzialny i kierowany przez ducha, bo nikt po pieniądze nie sięgnął.<br>Zresztą nie trwało to razem ani minuty. Maszyna Wieśniewicza miała zryw wspaniały. Wieśniewicz wiózł wybornie. Wydostawszy się z miasta na autostradę do Ostii rozwinął szybkość, od której mnie dech zaparło. O rozmowie nie mogło być mowy. Siedziałem z tyłu, wciśnięty, odpowiadałem na zadawane mi zdawkowe pytania monosylabami. Przyglądałem się pejzażowi, fascynującemu kolorystycznie. Znów poczułem się cały przepełniony faktem, że jestem w Italii. Potwierdzały to przede wszystkim: niebieskość nieba o walorze specyficznym, rudość ziemi, czapowate pinie, wysokopienne, romantyczne, osiołki zaprzężone