stronę, co przyniosłoby wreszcie ulgę tej nieszczęsnej części miasta. Mudżahedini, którzy byli teraz jej jedynymi mieszkańcami, nie widzieli nawet takiej potrzeby. Zdążyli urządzić sobie w ruinach całe labirynty okopów, bezpiecznych kryjówek i wygodnych stanowisk strzeleckich, których nie zamierzali porzucać. Trwała pozycyjna wojna na wyczerpanie. Tylko z rzadka któraś ze stron decydowała się na szturm nieprzyjacielskich okopów.<br>- Niech będą po stokroć przeklęci! - głos Mohammada Szer Jara, historyka sztuki ze stołecznego uniwersytetu, załamywał się z rozpaczy. - Budzili w nas lęk, ale przyznawaliśmy, że ich sprawa była słuszna. Gotowi byliśmy im nieba przychylić, pomóc, we wszystkim doradzić. A oni okazali się najgorszymi z barbarzyńców. Życzę