Kościoła toczył się spór o świadomość katolików. Z jednej strony występowała tendencja, nazywana umownie narodowo-katolicką, według której należało za wszelką cenę utrwalić przekonanie, że jesteśmy krajem katolickim, że większość ludzi to katolicy. Nie należało mówić niczego, co mogło być sprzeczne z tą tezą, bo było to odbierane jako sianie defetyzmu. Było grubym nietaktem twierdzenie, że jesteśmy w mniejszości, chociaż wiadomo było również, że tylko 30 procent mieszkańców dużych miast chodzi do kościoła. Tego jednak nie mówiono głośno. To mi strasznie przeszkadzało, bo jestem człowiekiem, który lubi realia. Bardzo pociągał mnie jednak maksymalizm działań tych ludzi. Im naprawdę chodziło o to