Oliwińska dowiadywała się najpierw od kolegi, a w miarę zdobywania zaufania także od pracowników. Nie było łatwo. - Na początku nie tylko zrobili gruntowny "wywiad środowiskowy", ale też podrzucali mi do biurka banknoty i biżuterię, a potem obserwowali moją reakcję - wspomina. Przez cały czas trwania badań żyła w nieustającym stresie przed dekonspiracją. - Nawet nagrałam parę rozmów, potem dałam sobie spokój. Bogu dzięki, bo gdy znaleźli w mojej torebce dyktafon, kaseta była czysta, a mnie udało się wyłgać. <br><br>Profesor Fatyga wyznaje, że gdy dowiedziała się o historii z dyktafonem, była przerażona. Ale jej wychowanka chciała kontynuować badania, musiała więc tylko przysiąc, że już