Zachodź, ilekroć zechcesz. <br>* <br>Wnętrze kościoła było wyjątkowo mroczne, blask świec i światło z wąziutkich okienek padały tylko na okolice samego ołtarza, tabernakulum, krucyfiks i tryptyk przedstawiający Opłakiwanie. Reszta prezbiterium, cała nawa, drewniane empory i stalle tonęły w mętnym półmroku. Może to celowo, nie opędził się przed myślą Reynevan, może to dlatego, by podczas modłów demeryci nie widzieli wzajem swych twarzy, by nie próbowali odgadywać z nich cudzych grzechów i występków. I porównywać ich z własnymi. <br>- Tutaj jestem. <br>Dźwięczny i głęboki głos, który dobiegł od strony ukrytej między stallami wnęki, pobrzmiewał - trudno było oprzeć się takiemu wrażeniu - powagą i dostojeństwem. Ale prawdopodobnie było