talerze, przez lata spychane w kąt kuchni, skrzeczącym brzękiem drwiły sobie w zlewie u Mertenbachów na Breitgasse 29 z miśnieńskiej porcelany, która zza kryształowych szybek kredensu odpowiadała na zniewagę pogardliwym lśnieniem kobaltu i złota.<br>Słońce, które co rano wynurzało się z morza za półwyspem i co wieczór osuwało się - wyczerpane do cna upływem światła - za morenowe wzgórza, za Karlsberg, za wieże Katedry, było tylko słońcem, niczym więcej, choć na obrazie Memlinga, na którym Michał Archanioł oddzielał ocalonych od przeznaczonych na zatracenie, paliły się już jasne obłoki. Któż z nas czuł, że miasto wolno podąża w stronę blasku, w stronę skwierczącego ognia, w