jeszcze bardziej rozbolał mnie szczyt brzucha, związane ciasno i strzeliście, jak mika z kwarcem, ściskały aż do utraty tchu moje żebra.<br> Gdy próbowałem ręką sięgnąć między jej nogi, ścisnęła mnie jeszcze mocniej.<br> W oczach pociemniało mi z bólu.<br> Dopiero gdy przyrzekłem, zaklinając się na rozsypane jabłka, że nie będę jej dokuczał, rozluźniła kolana i chichocząc zaczęła mnie łaskotać zerwanym źdźbłem trawy po wyschniętych ustach.<br> Powiadała przy tym, że jeszcze się jej nie zdarzyło, nawet nocą, kiedy wszystko może się przytrafć, jechać oklep na tak obłaskawionym koniu.<br> Poczerwieniałem ze wstydu.<br> Szepnąłem, że ktoś nadchodzi.<br> Sołtysówna drgnęła, rozluźniając kolana.<br> Podniosłem się na łokciach