ubierałem oczyma wyobraźni w mój piękny polski folklor, tak bardzo zaznaczający się właśnie w okresie świąt Bożego Narodzenia. Wypełniałem mieszkanie zapachem świątecznej choinki, jakże żywej i oszałamiającej. Czułem jakąś niesamowitą bliskość świątyń polskich, bogatych dziełem ludzkich talentów, strojnych i rzęsiście oświetlonych w czas Pasterki, i krajobrazów otulonych pierzynami śniegu. Tę dokuczliwą nostalgię starałem się niekiedy po swojemu oszukać. Mam takiego świątka, wyrzeźbionego z kory sosnowej. Ten zawsze był mi lasem, siołem, zapachem żywicy, znaną ścieżką w górach, szemrzącym strumykiem, rodzajowym obrazkiem przydrożnych kapliczek i frasobliwych <orig>Chrystusików</>, cieniem rosochatych wierzb i perlistą majową rosą na ukwieconych łąkach. Jako arcybiskup Lusaki, miałem przy