No właśnie! Szatan, diabeł na fali, serfujący po falach solipsyzmu, bezpieczny, bo obśmiany we wszystkich naukowych dewiacjach. Bezkarny, bo lekceważony przez rozdęty intelekt krążący po orbicie próżności. Zygmunt coraz mocniej upewniał się w przekonaniu, że jest, istnieje - im większy pozór jego nieobecności, tym większa konkretność zła. Jak na zawołanie zadzwonił domofon.<br>- O wilku mowa! - wykrzyknął Zygmunt.<br>Bocian poczłapał do przedpokoju.<br>- No siedzimy... Z Zygim... Teraz?... Stary, do roboty mam na rano. Na pewno?... No dobra, ale Zygi ma już chyba dosyć...<br>- Co dosyć, co dosyć? - Zygmunt zaprotestował z głębi pokoju.<br>- Ale na pewno?... W porządku, już schodzimy - odłożył słuchawkę. - Soso jest