w kościele, i to na tej samej fisharmonii co Jan, nie,<br>nie może, nie potrafi, boi się. I aż się rozpłakała. Te jej tłumaczenia<br>nie na wiele się jednak zdały, zwłaszcza że w rodzinie Anny uznano za<br>wielkie wyróżnienie, że miałaby grać w kościele jako organista, i<br>wszyscy, jak mogli, dopomagali księdzu, tak że w końcu uległa.<br> Chodziłem z nią na próby do kościoła, które odbywała popołudniami.<br>Dzień w dzień bowiem ćwiczyła, i to nieraz po kilka godzin, żeby<br>przestawić się z fortepianu na fisharmonię, no, i przygotować każdy<br>dźwięk, który miała grać na nabożeństwie, a prócz tego i głos do