ma co robić na tym świecie. Bez konia, bez wozu.<br>- Mnie? Ostatniego furmana na Krochmalnej? Mnie taka rzecz spotyka?<br>Jeszcze teraz wołał. W ciszy przytajonej głucho kamienicy słyszeli jego krzyk.<br>Mordchaj przeżył swego konia; nie umarł ze zmartwienia, nie powiesił się po stracie, nie utopił w Wiśle. Porąbał furgon, porąbał dorożkę, a drzewem tym palił całą następną zimę. Ale przy koniach pozostał do końca, prawie do końca. Prowadził potem w dużym getcie niebiesko-żółty omnibus, konny tramwaj żydowski z gwiazdą Dawida wymalowaną z przodu i z tyłu, jako miejski kuczer na pensji gminy. Przez Żelazną, Gęsią i Nalewki. "Mordchaj, Mordchaj, <orig>strzelnij