jej termometr pod pachę, kazałam leżeć i dałam mleka z masłem. <br>Obiadu dokończono byle jak, Róża była roztargniona, Władyś musiał swoje opowiastki i indagacje kierować do ojca, gorący nastrój powitań szybciej niż zwykle opadł do poziomu codzienności. <br>Marta skwapliwie poddała się wersji o swojej chorobie. Widok brata - tak dawniej miły - drażnił ją nad wszelkie pojęcie. Wszystko, co Władyś mówił i robił, wydawało się niestosowne do okoliczności, odczuwała potrzebę gruntownych wyjaśnień. <br>- On ciągle myśli, że wszystko jest po dawnemu. Po dawnemu... - powtarzała przez zaciśnięte zęby, że kilkakrotnie podczas obiadu zapytywał, czy duże zrobiła w śpiewie postępy. O co jej szło, gdy tak