zbocze trochę się obniżyło i jechałam jakby wąwozem, przy czym chwilami udawało mi się osiągać oszałamiającą szybkość pięćdziesięciu kilometrów na godzinę. Ale tylko chwilami. Jeden zakręt, dość łagodny, drugi... Całe szczęście, że przed trzecim bardziej zwolniłam, bo tuż za nim ujrzałam na środku drogi rumowisko z kamieni.<br>Rumowisko to była drobnostka. Gorzej, że na tych kamieniach siedzieli sobie najspokojniej w świecie rozczochrany z tłustym.<br>Natychmiast zrozumiałam, co się stało. Stwierdzili, że dalej mnie nie ma, droga schodziła przecież w dół i była zapewne widoczna na bardzo dużej przestrzeni, porozumieli się wszyscy razem przez radio, dwa helikoptery wróciły do domu, a rozczochrany