ciągłych rozjazdów, wizyt i ansambli, potem do przedłużenia pobytu, gdyż chciał się zaopiekować jeńcami i wyciągnąć z obozu swego brata. Że nie był bez reszty "pogrążon", jakby powiedziała Basia Wołodyjowska - zdaje się też świadczyć i fakt, że w tych, jakżeż dla poety tragicznych, miesiącach wielkopolskich źródła twórcze jego duszy nie drzemały, przeciwnie, jak się zdaje, pracowały z wulkaniczną wprost siłą, ale bez współudziału pani Konstancji ani uczuciami do niej nie zasilane. Można z dużą dozą prawdopodobieństwa przypuszczać, że już wtedy rysował się w duszy poety poemat, który zwykliśmy nazywać <name type="tit">Dziadami drezdeńskimi</>, a Bohdan Zaleski, przyjaciel jakżeż bliski, pisze w jednym ze