Starałem się przez ciemną witrynę zajrzeć do wnętrza sklepu. Półki były puste. Na regałach zalegał jedynie wielotygodniowy kurz i półmrok rozrzedzonego światła. Odwróciłem się i teraz dopiero zauważyłem, że okna wszystkich kamienic nad sklepami są otwarte na oścież i widać w nich to, co znajduje się po drugiej stronie. Korony drzew, jakieś słupy, dachy innych domów, fragment nieba. Żadnych mieszkań, klatek schodowych, ścian pomalowanych w różnych kolorach, tapet, sufitów. Same fasady. Poczułem paniczny lęk i chyba zacząłem uciekać. Nie wiem którędy. Pamiętam tylko długą, ciemną sień prowadzącą na jakieś podwórko, potem schody, zbutwiałe balkony, tarasy, istny labirynt ścieżek. Z drugiej strony