tłumaczyła mi, że pochodzę z bardzo porządnej rodziny, później, że z rodziny nauczycielsko-sędziowskiej, ostatecznie, kiedy już dorosłem i argument nauczycielsko-sędziowski nie wystarczał, powoływała się na wielowiekowe tradycje szlacheckie. <br>Im dalej sięgała jej pamięć, im bardziej zbliżała się do naszych litewskich, senatorskich korzeni, tym większą odczuwałem duszność, płucną, oskrzelową, duchową astmę, duchowy skurcz oskrzeli, tym bardziej rosło we mnie pragnienie zimna, chłodu, które mogła zaspokoić tylko obecność tych "z dołów", cicha, ale jakże konkretna obecność ludzi z tak zwanego marginesu, z rodzin robotniczych, absolutnie nienauczycielskich, absolutnie niesędziowskich i bez jakichkolwiek tradycji szlacheckich. <br><br>Dopiero później zrozumiałem, dlaczego to dla mojej matki