uniwersyteckich, Tadeusz Żychiewicz zatrudnił mnie w swojej "tygodnikowej" parafii. Było to po wielkim sukcesie zbioru jego reportaży "Ludzie ziemi nieświętej", ale wtedy Tadeusz reportaże odłożył na dalszy plan i całkowicie oddał się swojej "Poczcie". <br>Pomysł, by rubrykę, w której odpowiada na pytania i religijne rozterki czytelników podpisywać pseudonimem sugerującym autora duchownego, okazał się straszliwy w skutkach. <br>Do ojca Malachiasza ludzie walili jak do spowiednika, mistrza i duszpasterza. Codziennie poczta przynosiła sterty nowych listów, wiele nabrzmiałych trudnymi, czy wręcz dramatycznymi, problemami ludzi. <br>Ten zalew trwał do końca, a Malachiasz uginał się pod ciężarem nie tylko ilości listów, ale także pod ciężarem ich