ów wziął go za kogoś innego, dość że, zaskoczony, podniósł głowę i nim usłyszał od Jerzego słowo, wymruczał z dziecinnym uśmiechem bezradne usprawiedliwienie:<br>- Bo pisać to ja, towarzyszu, nie bardzo, ale za to, jak trzeba komuś dopierdolić... - cmoknął z uznaniem, wpatrując się w swą ogromną rękę jak we własny, napawający dumą twór.<br>Jerzy kiwnął głową, jakby przyjmował usprawiedliwienie podkomendnego. Obrócił się na pięcie i nie wyjaśniając celu swego przemarszu. powrócił do gabinetu:<br>"Albo facet jest po to, żeby mnie pilnować i nawet zmiękczyć tym łagodnym monologiem, albo po prostu bierze mnie za jakiegoś współpracownika..." - kombinował Jerzy czując, jak opanowuje go niemiły