odsłaniając krytą "pożyczką" łysinę. Jak go pocieszyć? Wszak to czas żniw. Osiemnasty lipca. Zwykle pierwszy pokos przypadał na piętnastego. Na polu pusto. Olbrzymie, dojrzałe kłosy żyta, łan chyli się pod pieszczotą wiatru, nad nim skowronek. Ludzie w euforii uwijają się wokół malejących w oczach ceglastych murów. Ani już śladu po dumnym kominie. Runął, ledwie zdążyli odskoczyć. Dzieci skoczyły drapieżnie, na wyścigi porywały ciemne cegiełki, nieco drobniejsze od tych, z których zmontowano ściany. Matki pomagały ochoczo. Okazało się, że właśnie komin przedstawiał specjalną, najwyższą wartość. Do obmurówki drzwi i okien, do obmurówki pieca, do ozdób, może... do kominka? W parku zgrzytały piły