sił wrzasnąłem: "ratunku!". On wył, a ja darłem się na całe gardło, wzywając pomocy. W końcu przybiegł ten starszawy lekarz, pielęgniarka i sam oddziałowy, widocznie tej nocy miał akurat dyżur. Gdy wpadli na salę, mojemu prześladowcy przypomniało się widocznie, co miał zrobić, bo znów złapał mnie za gardło i zaczął dusić. Teraz jednak z pomocą przyszedł mi oddziałowy. Błyskawicznie założył tamtemu nelsona, chwycił potem za włosy i doprowadził do łóżka. Powiedział jeszcze do siostry "pani Krysiu, pasy" - i rzucił go na łóżko jak worek kartofli, uderzył w żołądek, a gdy tamten zwinął się z bólu, przygniótł do materaca i wsadził mu