Linie zaczęły się skrzyć. Bladły większe gwiazdy, a za to coraz mocniejszym światłem skrzyła się najmniejsza. Gdy przebrzmiały ostatnie słowa tworzące formułę, Bizbir poczuł, że jego ciało robi się coraz cięższe i cięższe, a umysł, lekki niczym piórko na wietrze, szybuje wyżej i wyżej w stronę migocących gwiazd.<br>Mędrzec już dwukrotnie doświadczył tego stanu. Za pierwszym razem, zanim wzbił się w górę, ze zdziwieniem przyglądał się swojemu nieruchomemu ciału siedzącemu z zamkniętymi oczyma na tarasie. Bał się, że coś się wydarzy, co spowoduje, że jego umysł już nigdy nie połączy się z ciałem, że resztę istnienia spędzi pozbawiony swej fizyczności.<br>Za