ogromna, ślamazarnie zbierająca fakty policjantka okazała się bezsilna wobec potęgi wyobraźni! Ponadto popełniła wykroczenie, uderzając człowieka, który jej nie zagrażał. Gdyby ją oskarżył, miałaby naprawdę poważne nieprzyjemności.<br>Wyszedł, by odebrać popołudniową pocztę z sekretariatu. Pokonał korytarz z podniesioną głową, od czasu do czasu cicho pogwizdując Marsyliankę. Przechodził właśnie obok gabinetu dyrektorki instytutu, profesor J. Tudsen, gdy zza otwartych drzwi usłyszał wołanie w niewątpliwie słowiańskim języku:<br>- B.! A przyjdźcie no tu do mnie na chwilę!<br>B. przystanął zaskoczony, po czym posłusznie spróbował stanąć przed obliczem szefowej. Jednak dyrektorka była tak niska, że jej głowa wyglądała zza biurka jakby była własnym popiersiem, na