wrócił z płaczem, dostałby takie cięgi, jakie tylko Jaśka potrafiła sprawić. Nie umiała ich głaskać, gdy na to nie zasługiwali, ilekroć któryś przybiegł z bekiem, bo dyndał na zardzewiałym gwoździu albo trafił na silniejszego, natychmiast dostawał od matki dokładkę.<br>Mariuszek, przyprowadzony do domu przez nieco speszoną, ale zachwyconą nauczycielkę, że dziecię objawia tak bezwzględny głód wiedzy - wszedł uśmiechnięty od ucha do ucha i taki szczęśliwy, że zrobił wreszcie coś na własną rękę - bez mamy, cioci, Stefci, brata i taty. Sam! I to coś takiego, że im wszystkim oko zbielało!<br>Śpią obaj, wtuleni w worki sucharów, a furmanka skrzypi i skrzypi, bo