godzinę, całą noc... <br>- Muszę odstawić samochód - odrzekł smętnie. <br>- To przyjdź do mnie do hotelu - powiedziała. - Mieszkam na parterze, zostawię uchylone okno. <br>Milczał. <br>- Albo nie przychodź - rzekła porywczo, głęboko rozczarowana, wstrząśnięta. <br>- Przyjdę - usłyszała. <br>Odwrócił się, wsiadł do samochodu i odjechał ostro z piskiem opon. Kiedy weszła do pokoju, odezwał się telefon, dzwonił znajomy ojca zaniepokojony jej długą nieobecnością. Umówił się z Zuzanną na dziesiątą rano, miał ją zabrać samochodem na lotnisko. Mówiła swoim własnym głosem, odpowiadała na pytania, sama o coś pytała, ale w głowie kołatało jej jedno: on nie przyjdzie... nie przyjdzie... nigdy go już nie zobaczę... Odłożyła słuchawkę i siedziała