ciemne chmury od strony Ślęży, marszczyła się pod podmuchami szarosina woda Odry, kołysały gałęziami wierzby na Wyspie Słodowej, falowały trzcinowiska między starorzeczami. Pomurnik rozpostarł skrzydła, skrzekliwie rzucił wyzwanie krążącym nad dachami gawronom, wzbił się w powietrze, okrążył wieżę, siadł na gzymsie. Przecisnąwszy się przez maswerki okna, runął w ciemną otchłań dzwonnicy, poleciał w dół, kręcąc karkołomną spiralę wzdłuż drewnianych schodów. Wylądował, siadł, bijąc skrzydłami i strosząc pióra, na posadzce nawy, prawie natychmiast zmienił postać, przeobrażając się w czarnowłosego i czarno odzianego mężczyznę.<br>Od strony ołtarza nadchodził, stukając sandałami i mrucząc do siebie, ostiariusz, staruszek o bladej pergaminowej cerze. Pomurnik wyprostował się