trzeciej wracaliśmy do autobusu, brudni, bo w łaźni nie działały prysznice. - Tu nie kopalnia - mówił nagabywany przez nas inspektor higieny i bezpieczeństwa - nic wam nie będzie. - Myliśmy się jednak do pasa w umywalkach, ziarnistą pastą, zmieszaną chyba z piaskiem, która dobrze rozpuszczała smary, ale zostawiała też czerwone plamy na skórze, egzemę na przedramieniu, od łokcia do nadgarstka. Po południu kładłem się na tapczanie. Nie mogłem zasnąć, jak po długiej podróży, stukanie kół zastępował pisk obrabiarek, nie gorszy, jakby wciąż hamować, nigdy nie dojeżdżając do stacji. Na suficie widziałem Annę - przemieszczoną, bo naprawdę mieszkała za ścianą. Być może instynktownie chciałem naprawić pomyłkę