rozglądały się powszędy w podziwieniu najwyższym, jakby po nieznajomej, pierwszy raz widzianej okolicy, gdzie wszystko uderza w źrenice zaciekawione, wnika w świadomość widzącą ostrym, wyraźnym obrazem - Więc po rowach przydrożnych, najzieleńszych od młodziutkiej trawy, więc po ogródkach nędznych między chałupami, więc po cieniach głębokich kładących się tu i ówdzie, w fałdach i zagłębieniach gruntu - gdy górą świetliła się jeszcze jasność złocista chylącego się ku zachodniemu niebu słońca...<br>Tak idąc drogą zapyloną, wśród opłotków wsi, spostrzegł Kazimierz po długiej dopiero chwili, iż trzyma w ręce ów nieszczęsny papier - Nie czytając poskładał go niedbale i wsunął w kieszeń kapoty.<br><br>IX<br><br>- A ja powiadam