Jasmont szukał stojaka, a Konstanty poszedł do kuchni. Stojak znalazł się na pawlaczu przy schodach piwnicznych. <br>Róża nalała herbatę do filiżanek, jak święto, to święto.<br>- To ja pójdę po siekierę - Jassmont pociągnął nosem, wyczuwając aromat herbaty, i to prawdziwej, kantońskiej. Trzy minuty później wbił oczy w parujący napój w kremowej filiżance. Czy to odcień starej miedzi, czy już brąz zwiędły, studiował barwę. Przypatrywał się rosieniu na brzeżku, posłodził, dwie łyżeczki. Cukier, święto absolutne.<br>Milczenie przerwał nieporadnie i chropowato Konstanty: - Kartofle ludziom na gwałt gniją po kopcach, szykuje się głód.<br>- Dlaczego gniją? Z jakiej przyczyny? - spytała Róża, ściągając usta; jej rozpuszczone włosy