w nadziei<br>spotkania kogoś ze znajomych udał się na ulicę Tatra 3, do<br>świetlicy YMCA. Siedział właśnie przy stoliku i popijał<br>herbatę, gdy niespodziewanie ktoś położył mu rękę na ramieniu.<br>Odwrócił się gwałtownie. Stał przed nim sam szef, który<br>z dzikim wyrazem w oczach krzyknął;<br> - Gdzie Marta?!<br> - Jaka Marta? - zapytał flegmatycznie Józek.<br> - Przepraszam, Wanda - sprostował Fietowicz.<br> Ilekroć ktoś był w stosunku do Józefa Krzeptowskiego<br>agresywny, ten miał zwyczaj mówić wtedy powoli i po<br>góralsku, co przeważnie doprowadzało rozmówcę do wściekłości.<br>Tym razem zastosował podobną metodę:<br> - Eee, panocku, powoli, powoli... jest Wanda...<br> Fietowicz krzyczał, ale gdy się dowiedział, że przyjechali<br>wcziraj i