Chłop żylasty, zwinny, mściwy i dumny, dawniej zbójował. Pana nad sobą nie uznaje, choćby to był żandarm, choćby w duchownej sukience chodził. <br>- Co za szczęście, że pana widzę, kochany panie Janie - z entuzjazmem oznajmił Szyc, zachodząc Jassmontowi drogę.<br>- Pana czy moje? - odciął się Jassmont, któremu spodobało się zgrabne koźlątko dwie fury przed nim. Oczywiście, że nie kupi, ale już samo patrzenie było dla oka szczerą przyjemnością.<br>- Widzi pan, mamy suchy i chłodny listopad, to dobrze wróży naszym planom. - Szyc miał zmęczone, gorące oczy, ale nie z przyczyny choroby, raczej podniecenia. <br>- Dzień dobry - przywitał się wreszcie Jassmont. Podał Szycowi rękę, ale patrzył