synom Kostek i Bolech, ten <br>drugi młodszy, było...<br>- Paweł - usłyszał w odpowiedzi.<br>- A nazwisko?<br>- Kołodziej, po matce - uzupełnił wyzywająco.<br>- <orig>Łaadnie</> - przeciągnął Pażych z uznaniem, <br>jakby uzupełnienia nie dosłyszał. I o nic już więcej <br>nie pytał.<br>To więcej, choć nie resztę, opowiedział mu <br>Paweł późnym wieczorem i nocą - do trzeciej <br>siedzieli, gdy Joachim Pażych dostał wezwanie - prośbę <br>kierownika Domu, na piśmie z pieczątką (Janka, syna <br>intendenta do niego na rowerze wysłali), kiedy Paweł uparł <br>się i głodówką zagroził, żeby go tylko w Kaleniu <br>nie trzymać, do innego zakładu oddać, do zawodówki, <br>byle nie...<br>- Dlaczego? - chciał wiedzieć Pażych. Patrzył <br>chłopakowi prosto w oczy