radości, którą sobie przez drogę ułożył.<br> - Jak to? - spytałem zdziwiony.<br> - Koniem - rzekł, a uśmiech zadrgał mu na twarzy. - Chodź, wyjrzyj na<br>dwór.<br> Nie wiedziałem, co powiedzieć. Chwyciłem się jakiejś mglistej<br>nadziei, że może żadnym koniem nie przyjechał, tylko tak sobie<br>wymyślił, ażeby się potem pośmiać trochę ku rozweseleniu, a trochę<br>gorzko. I nawet gdy już zobaczyłem tego konia, który stał przed domem<br>uwięziony w zwykłym wozie - uwięziony, nie zaprzęgnięty - i oganiał się<br>przed upałem karą smugą ogona, jeszcze się broniłem, chociaż sam nie<br>wiedziałem dlaczego.<br> Czułem na sobie przenikliwy wzrok ojca, słyszałem prawie, jak bardzo<br>pragnął, abym się pogodził, jak mnie