Typ tekstu: Książka
Autor: Artur Baniewicz
Tytuł: Drzymalski przeciw Rzeczpospolitej
Rok: 2004
to już inny rodzaj lęku.
Nic się nie stało. Wrócił na górę i dopiero teraz uderzyła go intensywność wypełniającego sypialnię smrodu.
- Osiemnaście minut - przywitała go Iza. Była blada i przygaszona.
Odkręcił korek i podsunął szyjkę Wesołowskiemu. Kilka razy unosił i opuszczał butelkę, pytając wzrokiem, czy wystarczy.
- Dzięki - wysapał w końcu gospodarz. - Co chcesz wiedzieć?
- Kto i dlaczego. - Kiernacki sam pociągnął z opróżnionego do połowy naczynia.
- Myślałem, że policja. Przyjechali dwoma radiowozami. Volkswageny. Wyglądały na prawdziwe. Trzech mundurowych, prokurator i sekretarka. Tomek dał się podejść, ale kto mógł pomyśleć...
- Pokazali jakieś papiery? Legitymacje?
- Nie. Ale to mogli naprawdę być gliniarze. Tego rudego
to już inny rodzaj lęku.<br>Nic się nie stało. Wrócił na górę i dopiero teraz uderzyła go intensywność wypełniającego sypialnię smrodu.<br>- Osiemnaście minut - przywitała go Iza. Była blada i przygaszona.<br>Odkręcił korek i podsunął szyjkę Wesołowskiemu. Kilka razy unosił i opuszczał butelkę, pytając wzrokiem, czy wystarczy.<br>- Dzięki - wysapał w końcu gospodarz. - Co chcesz wiedzieć?<br>- Kto i dlaczego. - Kiernacki sam pociągnął z opróżnionego do połowy naczynia.<br>- Myślałem, że policja. Przyjechali dwoma radiowozami. Volkswageny. Wyglądały na prawdziwe. Trzech mundurowych, prokurator i sekretarka. Tomek dał się podejść, ale kto mógł pomyśleć...<br>- Pokazali jakieś papiery? Legitymacje?<br>- Nie. Ale to mogli naprawdę być gliniarze. Tego rudego
zgłoś uwagę
Przeglądaj słowniki
Przeglądaj Słownik języka polskiego
Przeglądaj Wielki słownik ortograficzny
Przeglądaj Słownik języka polskiego pod red. W. Doroszewskiego