jako coś bardzo odświeżającego. Jest bowiem w tym filmie jakaś tajemnica, sprawiająca, że ogląda się go z większym zaciekawieniem niż popisy elektronicznych sztuczek inscenizacyjnych. <br>ZK: - Mam wrażenie, że ta zła opinia, o której pan mówi, bierze się z warszawskiego snobizmu jako reakcja na ostatnie minuty filmu, które rzeczywiście są na granicy infantylizmu. Kiedy się pojawia owa zjawa z Marsa w postaci osoby płci żeńskiej, dwa razy wyższej od ludzi, ubrana w coś pośredniego między strojem zaklinaczki wężów w Afryce i kreacją gwiazdy w Las Vegas, publiczność chichocze... <br>TR: - Tylko musimy ustalić z całą pewnością, czy de Palma chciał, żeby w tym